wtorek, 11 lutego 2014

KOTY PSY I PETARDY

KOTY PSY I PETARDY 


Dużo się ostatnimi czasy pisze - czyta o szkodliwości wybuchów petard na psychikę psów , kotów i innych małych i większych zwierzaków domowych oraz dzikich.
Kiedyś race i sztuczne ognie mogły być odpalane jedynie przez wojsko a jakiekolwiek posiadania materiałów pirotechnicznych było karalne i mogło powodować poważne następstwa finansowe jaki i więzienne.
Dziś nawet dzieciom sprzedają co poniektórzy race żeby tylko sprzedać jak największą ilość i zarobić ile się tylko da na tym wystrzałowym interesie.
Sylwester każdego roku to istne żniwa dla tej branży gospodarczej – ale jest wiele innych okazji do użycia tych hałaśliwych atrybutów.
To ktoś się  żeni i weselnicy postanawiają to uczcić hałasując na całą okolicę.
Lub ktoś ma urodziny czy jedynie się ululał delikatnie mówiąc i postanowił wywalić w powietrze trochę tak ciężko zarabianych w naszym kraju pieniędzy.
Ale bywa też pewna niewielka na szczęście liczba złośliwców którzy specjalnie rzucają najgłośniejsze petardy pod oknami a nawet nogami właścicieli psów.
Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedź jest prosta jak mi się wydaje – mszczą się za to że pies sąsiadów wyje na całą okolicę kiedy sam zostaje w domu.
Wyprowadzany na spacer podsikuje klatkę schodową czy windę nie wspominając o samej okolicy drzwi wejściowych czy klombach i trawnikach przed budynkiem.
Dla właściciela pies jest domownikiem rozpieszczanym najczęściej do granic możliwości i nie wyobrażają sobie jak ktoś może nie lubić ich pupila a co dopiero się go bać.
Ba – panicznie bać.
Moja córa ma taki lęk przed zwierzakami.
Jak była mała – może dwu letnia – pies mojej siostry chcąc się z nią bawić skoczył na nią.
Ona z krzykiem odwróciła się a jego przednie łapy uderzyły ją w plecy popychając klatką piersiową na parapet okienny.
Podrapane lekko plecy przez bogu ducha winnego psiaka który tez był podrośniętym szczeniakiem – oraz duży siniec w poprzek na klatce piersiowej owocują do dziś panicznym lękiem.
Znam przypadek kiedy pies który nagle zaszczekał z parapetu okiennego na przechodzącą poniżej dziewczynkę – tak ją zaskoczył przerażając że na kilka godzin odebrało jej wręcz mowę i nawet szybka interwencja w pobliskim szpitalu nie dała żadnego rezultatu a dopiero z czasem sam się odblokowała.
Przykładów jest mnóstwo i nie sposób o wszystkich pisać bo znalazło by to ujście w kilkutomowym zbiorze pokaźnych woluminów.
Sam nie lubię kiedy cudze koty przyłażą na mój ogródek żeby sobie tam robić kociego Toj Toja.
Nie dość że niszczą świeże zasiewy to jeszcze przy pracach ogrodowych trafienie w takie świeże odchody ręką nie należą do przyjemności.
Mnie to jedynie lekko wkurza ale innych doprowadza do szewskiej wręcz pasji.
Dla mnie nie jest to powód do zniszczenia kociaka bo wiem że dzięki jego obecności nie mam szczurów ani myszy w najbliższej okolicy ale tez czasami nie ma też ptaków parkowych które to są wyłapywane przez co sprawniejszych myśliwych futrzaków.
Nie ma u nas świadomości sprzątania po swoich pupilach.
Wystarczy spojrzeć na trawniki a najlepiej zaraz po stopieniu śniegu – często to jeden gnojownik upstrzony samymi kleksami psich odchodów.
Temat jak wspomniałem jest długi i szeroki niczym morze co najmniej wiec i rozpisywać się nie ma co specjalnie ale warto czasami spojrzeć z innego punktu na swojego pupila i zastanowić się czy aby już nie wpadliśmy w paranoję postrzegani przez znajomych i sąsiadów jako dziwacy co najmniej lub jeszcze gorzej.
Brakuje mi psa czy kota bo miałem zawsze te zwierzaki w domu – ale uważam że w moim przypadku mieszkanie w bloku wyklucza tych lokatorów.
Jak kiedyś znajdę dom na wsi to wtedy spróbuję odzyskać stracony czas ale dziś pozostaję tylko przy wspomnieniach tamtych dni kiedy w domu było dwa psy i dwie kotki nie wspominając innych lokatorów podwórkowych.
Ale o tym innym razem.
Dzięki za odwiedziny.
Pozdrawiam miłego wtorku życząc

Ozimek 2014-02-11

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz